niedziela, 18 maja 2014

Pewnie jeszcze nie raz umrę, ale są ze mną ludzie co otworzą mi trumnę.

Mam prawie 18 lat i właśnie kończę drugą klasę liceum. Zobaczyłam spory kawałek świata, poznałam mnóstwo ludzi z całej Polski i nie tylko, a jednak nadal nie jestem pewna, czy to, co robię jest słuszne, czy ludzie, których codziennie się spotykam to na pewno Ci, wśród których chcę się obracać, czy to właśnie tu chcę zostać.
Ludzie przychodzą i odchodzą, ale co sprawia, że czasem boli nas to mniej, a czasem świat się zawala?
Miałam kiedyś przyjaciółkę, która była przy mnie, gdy wszyscy inni mnie zostawili. Potrafiłyśmy nie utrzymywać kontaktu przez parę miesięcy, mimo mieszkania w jednym mieście, a mimo to wiedziałyśmy, że możemy na siebie liczyć. Potem spędzałyśmy ze sobą dużo czasu i naprawdę sporo nas łączyło, a jednak, gdy poszłyśmy do jednej klasy w liceum znienawidziła mnie i w sumie do dziś nie wiem dlaczego. To moja wina, czy tak po prostu musiało być? Dziś, kończąc drugą klasę, nie przykładam już do tej znajomości takiej wagi jak rok temu. Nie wiem, czy nigdy nie znaczyła dla mnie tyle, ile mi się wydawało, czy po prostu z czasem to znaczenie utraciła. Nie chciałabym już do niej wrócić.
Miałam też kiedyś przyjaciółkę, za którą tęsknię do dziś. Z tą poprzednią znałyśmy się w trójkę, ale między mną a nią było coś więcej, a przynajmniej tak mi się wydawało. Kolejny kontakt, który się rozmył. Dziś wymieniamy okazjonalnie parę wiadomości na facebooku, ale chyba żadna z nas nie ma siły i determinacji na dbanie o tę znajomość, a jednak dalej mam taki przebłysk podświadomości, że to nie tak powinno wyglądać. Dlaczego przyjaźń pierwsza i druga mają tak mało ze sobą wspólnego?

A dziś?
Dziś mam kilka osób, których mogę nazwać przyjaciółmi i nigdy nie mieć wątpliwości. Wiele nas dzieli i nie zawsze jest dobrze, a jednak ciągle są, już od paru lat. I w ten czy inny sposób już na zawsze zostaną, nawet jeśli to tylko kilka zdjęć i zmiany, które we mnie zaprowadzili.
Czasami przyjaźń wymaga mnóstwa starań, z jednej lub z obu stron, ale w końcu, powoli acz konsekwentnie pojawia się i nie znika. Czasami po prostu, od pierwszych chwil wiesz, że ta znajomość jest wyjątkowa i taka będzie. W trzecim przypadku znacie się już trochę, nie do końca nawet lubicie, a w końcu pstryk i nagle nie potraficie bez siebie żyć. To właśnie trójka moich najlepszych przyjaciół.
Chciałabym mieć pewność, że będzie tak jak dziś gdy skończymy liceum, gdy skończymy (lub nie) studia, gdy założymy rodziny. Wiem, jak trudno jest utrzymać licealną przyjaźń, jak wiele potem różni.
Ale wiele różni nas już dziś, więc chyba moglibyśmy to pokonać, prawda?
Dbajmy o swoje przyjaźnie, by potem nie żałować. By zawsze był ktoś, kto poda Ci rękę albo sprzeda kopa na rozpęd, jeśli uzna, że tego potrzebujesz. W końcu zna Cię jak nikt.
I żeby zawsze można było z kimś iść w nocy, śpiewać odrobinę za głośno i niczym się nie przejmować, zupełnie tak, jakbyście znowu byli w drugiej klasie liceum.

piątek, 7 lutego 2014

Jeśli mamy tylko jedno życie...

Zasada "yolo", mimo, że źle kojarzona, jest bardzo mądra i ściśle się jej trzymam. 
Nie chodzi o prowadzenie po pijaku czy ćpanie "czegoś nowego". 

Raz się żyje, więc po prostu pewnego dnia powiedziałam "Jadę." i właśnie teraz siedzę na Dominice. Tydzień temu spakowałam torbę i wsiadłam na pokład samolotu, i oto jestem. Zostawiłam wszystko za sobą dla dwóch miesięcy daleko od domu i przepłynięcia całego Atlantyku z Karaibów do Polski w ramach Niebieskiej Szkoły. 

Czasem warto po prostu się odciąć. Ładować telefon raz na 3 dni, sporadycznie korzystać z internetu i skupić się na przeżywaniu. Żadnego makijażu, żadnego udawania, bo po prostu się nie da i nie wypada. Jest cudownie ciepło i otaczają mnie fantastyczni ludzie. Śmiejemy się czy milczymy, jest cudownie i zupełnie nieporównywalnie z domem. Liczy się tylko ramię, które Cię obejmuje i w
dzielenia całego tego piękna.  Prawdopodobnie właśnie przeżywam przygodę życia, prawdopodobnie je zmieniam, zmieniam siebie.  W każdym razie, na pewno jestem po prostu szczęśliwa

Poczucie człowieczeństwa to fajna rzecz.

Do usłyszenia! ;)


piątek, 27 grudnia 2013

Nowy rok, nowy krok!

Nowy Rok to taki dzień, kiedy znakomita większość społeczeństwa zaczyna nowe życie. A przynajmniej tak twierdzi. Ja oczywiście nie jestem gorsza, moja lista postanowień wydłuża się z każdym kolejnym filmikiem na youtube, przeczytanym postem na czyimś blogu lub zwyczajną rozmową na facebook'u - 1 stycznia po prostu musi dawać nadzieję na zmiany. 

Jednak postarałam się i ograniczyłam listę do 10 punktów, które, mam nadzieję, doprowadzą do nieodwracalnych, pozytywnych zmian w moim życiu. A zainspirował mnie Andrzej Tucholski swoim ostatnim postem (Jestem mało oryginalna i uwielbiam jestKulturę ;). Mam nadzieję, że spisanie ich tutaj zmotywuje mnie do wykonania każdego punktu. Egzekwujcie ;) 

1. Zacznę wstawać o 6.45 

Z kilku powodów - im wcześniej wstajesz, tym dłuższy jest Twój dzień. Im wcześniej wstajesz, tym więcej rzeczy zdążysz zrobić. Im wcześniej wstajesz, tym wcześniej kładziesz się spać. Poza tym, czekają mnie dwa miesiące bezwzględnego wstawania o 7 rano, ale o tym później ;) Wstawanie codziennie o tej samej porze to zdrowy nawyk - ustawia nam zegar biologiczny i trochę lepiej ogarniamy. A jestem strasznie spóźnialska, więc pomoże mi to w byciu Bardziej Poukładaną Dziewczyną. A dlaczego o 6.45? A dlaczego nie? To dobra godzina.

2. Będę robić dla siebie jedną przyjemną rzecz dziennie.

Nieważne, czy to to strasznie drogie karmelowe macchiato, które uwielbiam, czy tzw. "tumblr break" przy stosie rzeczy do zrobienia - poprawiacz humoru będzie obowiązkowym punktem w moim planie dnia.

3. Odsunę od siebie negatywy.

Na pewno też masz tę jedną osobę, na widok której do ust automatycznie cisną się złośliwe komentarze. Byłą miłość, której zdjęcia oglądasz, mimo, że bynajmniej nie przynosi Ci to poprawy nastroju. Po co komplikować sobie życie i psuć humor, skoro można po prostu tego nie robić? To prostsze niż się wydaje, więc do dzieła - zamierzam posprzątać swoje życie ze zbędnych obciążeń. Chcę trochę mniej się przejmować nieistotnymi bzdurami.

4. Poświęcę więcej czasu kulturze.

Od jakiegoś czasu zauważyłam, że przestałam czytać książki, oglądać filmy czy chociaż być na bieżąco z ulubionymi blogami. W nawale zadań i nieskomplikowanych  bodźców płynących do mnie zewsząd po prostu przestałam mieć na to czasu. Kindle leży smętnie na półce, a kiedyś przecież nie wychodziłam bez niego z domu. Telewizji już prawie nie oglądam, a w kinie byłam z przymusu, na filmie, którego sama nie wybrałam i nie podobał mi się ani trochę (zgadnijcie, jaki to film ;). O teatrze nawet nie wspominam. Więc wprowadzam zasadę: mniej czasu dla zjadaczy czasu, więcej dla poszerzania horyzontów. Trzeba mieć priorytety, prawda?

5. Zadbam o siebie. 

Celowo nie piszę "schudnę" czy "zacznę się zdrowo odżywiać". Nie schudnę, a na pewno nie jest to moim celem, a o ile odżywiam się całkiem nieźle, to dieta złożona z kiełków czy innych dziwnych wynalazków nie jest stworzona dla kogoś takiego jak ja - fana mięsa, kawy w dużych ilościach i tym podobnych grzechów kulinarnych. Do dbania o siebie zaliczam więcej snu, więcej ruchu i więcej miłości do samej siebie. To jedyne ciało, jakie mam, więc po co robić z niego zaniedbany śmietnik? Chcę się wziąć za siebie (i zaoszczędzić na korektorze pod oczy). 

6. Zacznę się uczyć.

I nie, nie do końca chodzi mi tutaj o wiedzę szkolną ;) Chociaż to, oczywiście, też, bo matura za pasem itp. Ale chciałabym się uczyć czegoś, czego nie da mi szkoła, a o co mogę zadbać sama. Na początek wymyśliłam trzy nowe słowa tygodniowo, po jednym w każdym języku, jaki znam, czyli polsku, angielsku i francusku - tyle przede mną! Ostatni dzwonek, by bez skrępowania zainwestować w siebie i swoją przyszłość.

7. Będę Bardziej Poukładaną Dziewczyną.

Znasz tę jedną osobę, która zarywa noc, by napisać pracę, a potem zostawia ją na biurku. Która wybiega z domu z otwartą torbą, kolczykami w kieszeni, które założy w tramwaju i niedokręconym kubkiem termicznym, z którego wylewa na siebie pół napoju, biegnąc na tenże tramwaj? Prawdopodobnie właśnie masz przed oczami mnie, bo tak właśnie wygląda większość moich poranków i nie tylko poranków. W mojej najlepszej przyjaciółce zawsze podziwiałam terminowość, schludność i obowiązkowość, i trochę tych cech wchłonęłam, ale dalej nie jest idealnie i chciałabym nad tym popracować. Ale Bardziej Poukładana Dziewczyna nie tylko wychodzi z domu absolutnie gotowa na czekające wyzwania. BPD nie wydaje bezsensownie pieniędzy, nie zostawia połowy rzeczy w domu znajomej po imprezie i pamięta, żeby naprawić odpadającą osłonę łańcucha w rowerze. To zdecydowanie najtrudniejsze z moich postanowień, ale też zamierzam poświęcić mu najwięcej uwagi. 

8. Będę robić naprawdę dużo zdjęć.

Tu nie trzeba wiele tłumaczyć - jest tak wiele momentów wartych uwiecznienia i tyle piękna do zachowania. Koniec lenistwa. Z fotografią wiążę przyszłość, więc jest to dla mnie też forma treningu przed egzaminami na ten właśnie kierunek. 

9. Nie będę tkwić w miejscu.

Bo nie lubię i już. Bardzo przeszkadza mi stagnacja, bo ciągle mam wrażenie, że coś mnie omija. Lubię zmieniać miejsca, poznawać nowe miasta. W dobie smartphonów szalenie ułatwiających podróżowanie dzięki mapom, płatnościom elektronicznym czy chociażby rozkładom jazdy komunikacji miejskiej, można się czuć jak w domu praktycznie w każdym miejscu na ziemi. W kilku miastach już czuję się jak mieszkaniec z kilkuletnim stażem, a przecież moja codzienność to to samo łódzkie skrzyżowanie.  

10. Wycisnę z tego roku tyle, ile się da!

To bardzo ważny dla mnie rok - wyjeżdżam na dwa miesiące, by przeżyć przygodę życia, za rogiem czai się matura i egzaminy na wymarzony kierunek, a ja jak na razie jestem z ręką w przysłowiowym nocniku, a to przecież pora wziąć rozbieg i w pełnym pędzie zerwać wstęgę na mecie. 

Szczęśliwego Nowego Roku i trzymaj za mnie kciuki!

 A Ty? Co planujesz?

niedziela, 15 września 2013

Jeśli chcesz rozśmie­szyć Bo­ga, opo­wiedz mu o Twoich pla­nach na przyszłość.

Jak już wspominałam, mam 17 lat (trochę kłamię, bo został mi jeszcze miesiąc, ale ogólny sens jest zachowany). Za rok mniej więcej w tym czasie będę wypełniać deklarację maturalną, wybiorę mój, mniej lub bardziej, wymarzony kierunek i nadejdzie pora, żeby spróbować dorosnąć.

Wiesz, kim będziesz, lub kim będziesz próbował zostać? Czy, jeśli masz te wybory już za sobą, wiedziałeś to wcześniej niż w ostatniej chwili? Wśród grona moich rówieśników jestem chyba w mniejszości: wszyscy raczej wiedzą, dokąd pójdą po liceum, niektórzy są nawet pewni, że będą mieli trójkę dzieci i psa rasy york, czy coś w tym stylu. A ja nie, bo walczą we mnie marzenia, rozsądek i statystyki dotyczące znajdowania pracy przez młodzież. Nie wiem, czy moje pokolenie, jakąkolwiek literką z alfabetu jest oznaczone, będzie rozwijać skrzydła w kryzysie, czy może nagle okaże się, że nasze młode, silne rączki są potrzebne bardziej niż kiedykolwiek.

To w sumie zabawne, że w wieku 17 lat muszę wymyślić, za co wyżywię rodzinę. Wiszę w szpagacie między przeszłością a przyszłością, a przede mną krok naprzód, bo każdy kiedyś musi być Wendy i zejść na ziemię. A ja chyba zatrzymałam się na poziomie austronautki/piosenkarki/prezydenta, i w tym momencie zupełnie nie mam pojęcia, czy nie lepiej jednak wybrać prawa, albo innej odpowiedzialnej pracy, za którą możliwe, że ktoś mi zapłaci. Niestety, Mama już nie sprawdza, czy dobrze spakowałam plecak, a kilka słów Taty nie rozwiewa wszystkich wątpliwości.

Postanowiłam skupić się na teraźniejszości. Olimpiadzie Wiedzy Ekonomicznej, przyzwoitej średniej i rozwijaniu pasji, a reszta musi przyjść sama. Kibicujcie mi, bo każdej osobie, która woli, żeby ktoś inny podejmował za nią decyzję, należy kibicować.

Życzę wszystkim moim rówieśnikom, żebyście byli lekarzami, prawnikami, mieli górkę pieniążków tu i tu i nigdy nie musieli podejmować wyboru typu lewo - prawo, bo droga będzie prosta.

(Bilet do Nibylandii kupię.)

wtorek, 27 sierpnia 2013

Pomożecie? Pomożemy.

W jednym z poczytnych, aczkolwiek niezbyt wymagających intelektualnie pism kobiecych przeczytałam ostatnio, że poprzez wykształcenie w sobie poczucia wdzięczności możemy być szczęśliwsi nawet o 25%. Nie chodzi tu wyłącznie o wdzięczność wobec drugiego człowieka, ale również wobec świata i siebie samych. Spróbuj znaleźć  5 rzeczy, za które możesz być wdzięczny. To całkiem łatwe: widzę, słyszę, chodzę, nie wiem, ile miesięcy życia mi pozostało, ale raczej więcej niż 6 czy 12, nie głoduję i ogółem żyje mi się całkiem przyjemnie na dość wysokiej stopie życiowej . Jasne, że mogę mieć więcej, ale mam zdecydowanie wystarczająco. Zakładam, że Ty też znalazłeś się na tak dobrej pozycji.

A teraz pomyśl o tych, którzy nie mogą wymienić akurat tych 5 rzeczy.
Niedawno, podczas szczerej rozmowy z nowo poznanym chłopakiem odkryłam w sobie silną potrzebę bycia… no właśnie. Potrzebną.  Po głębszym zastanowieniu odnalazłam w moim życiu mnóstwo sytuacji, w których zaspokajam tę potrzebę, nawet o tym nie myśląc, ale na pewno czuję się potem lepiej. Łatwiej jest się uśmiechnąć, gdy jest to odpowiedź na czyjś wdzięczny uśmiech, prawda?
To właśnie ta potrzeba zagnała mnie dwa lata temu na wolontariat, chociaż jeszcze wtedy nie byłam tego do końca świadoma. Gdy razem z kilkoma koleżankami podpisywałyśmy umowy wolontariackie, chodziło o punkty do liceum. Ale przecież poradziłybyśmy sobie bez tego papierka, który finalnie okazał się być całkiem bez znaczenia. A mimo to przepracowałyśmy cały rok i zostałyśmy na kolejny. A gdy teraz siedzę i o tym myślę, wiem, że następny też spędzę jako wolontariuszka.

Ale przecież nie trzeba mieć koszulki i rozdawać ulotek, nie trzeba chodzić do fundacji/szpitala/hospicjum/przedszkola/wszędzie indziej. Wystarczy podać rękę starszej pani, która upadła, albo chociaż przytrzymać ją w hamującym autobusie. 2 zł podarowane obcemu człowiekowi na bułkę rzadko kiedy robi nam różnicę w budżecie, a mogą się okazać naprawdę potrzebne. Pomóc nieść ciężką torbę, ustąpić miejsca, zrobić cokolwiek dobrego dla drugiego człowieka. Dlaczego więc te pozornie najprostsze, codzienne gesty przynoszą nam najwięcej trudu, a mogą zrodzić to ważne uczucie, od którego zaczęłam dzisiejszy post – wdzięczność. A u nas radość z bycia potrzebnym. A jednak, gdy mamy okazję pomóc, ignorujemy ją, odwracając wzrok. Co sprawia, że jedni potrzebujący są bardziej potrzebujący niż inni? Dlaczego wzruszony/a wyślesz płatnego SMSa na małą Anię, a nie pomożesz człowiekowi, którego spotykasz na ulicy?  Nie jestem inna czy lepsza, bo zdarza mi się również tak zrobić. Bo torbę mam za ciężką, za wysoki obcas, a w ogóle, to się śpieszę. Ale staram się zmienić to w sobie, bo, rzucając banalnym dość hasłem, zmieniając siebie, zmieniam swoje otoczenie.

A Ty?


poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Bonsoir!

Więc to ja. Margot. Mam 17 lat, mieszkam w Łodzi, chodzę do liceum.
Klasyk.
Myślę, że więcej dowiecie się o mnie w trakcie tego bloga, niż mogłabym zamieścić w jednej, dość sztywnej powitalnej notce, więc odpuszczę sobie dłuższy wstęp tego typu i zajmę się tym co istotne.
A istotne jest (moim zdaniem, ale to mój blog) pytanie, które pewnie rodzi się w waszych głowach: "Co ona ma właściwie do powiedzenia?". No właśnie, co? Wszystko, co może mieć do powiedzenia całkiem inteligentna siedemnastolatka. Więc nazwijmy to lifestyle'm. Zresztą, nazwijcie to jak chcecie. Będzie o moim życiu. Wejdziecie w moje buty i zobaczycie świat moimi oczami. Dokonało się, zaczynam od jutra. Będzie o byciu dobrym człowiekiem i pomaganiu słabszym, o wolontariacie, w którym pracuję i o ludziach, którzy pewnych rzeczy nie doceniają. Czy coś. Dobranoc!